sobota, 3 października 2015

Fireworks in Spain, Festa Major

Hej kochani, znów mnie długo nie było ale wiecie jak to jest tu praca, tu coś. No i od niedawna wciągnęłam się w youtube i tam nagrywam różne filmiki. Tak więc zapraszam na mój kanał, tam też możecie znaleźć filmiki z serii 5 rzeczy które zaskoczyły mnie w Hiszpanii czy też o pracy stewardessy i wiele innych. Także zapraszam do oglądania, chociaż wciąż nie mogę oprzeć się wrażeniu że te moje filmiki są po prostu nudne co nie jest dobrym objawem. Ale jeszcze nad tym popracuję. :-)
Ostatnio niewiele się u mnie dzieje, w czwartek A. wyjechał do Anglii na prawie 2 tygodnie i nuda do kwadratu. Nie umiem sobie nic zorganizować, nie mam też motywacji. Jedyne co robię to nagrywam filmiki i je edytuje. Albo wychodzę do sklepu. Wow! A do tego czuję się bardzo samotna (szczególnie wieczorami) nie mam nawet z kim pogadać, brakuje mi mojego faceta, rodziny i przyjaciół. Ale taka jest cena mieszkania za granicą. Z nowinek to zapisałam się niedawno na siłownie, więc mam nadzieję że może tam poznam kogoś z okolicy. No i planuję się zapisać także na kurs hiszpańskiego, wciąż tylko nie wiem czy lepiej wybrać taki internetowy kurs z empiku (gdzie lekcje są nagrywane i w razie gdybym nie mogła uczestniczyć - bo mój plan pracy zmienia się z tygodnia na tydzień) a pomiędzy takim normalnym stacjonarnym kursem gdzieś tutaj. Jeśli macie jakieś doświadczenie z kursami online chętnie dowiem się jakichś opinii.

Ale przechodząc do tematu notki niedawno (a w zasadzie miesiąc temu <ohh well>) odbyła się w Sitges Festa Major czyli taka noc fajorwerków na zakończenie lata, były różne parady i festyny w ciągu dnia a wieczorami pokazy sztucznych ognii. Do mojego faceta przyjechali jego znajomi właśnie na ten tydzień i wynajeli sobie fantastyczne mieszkanko tuż nad samym morzem w centrum miasta. Także wszędzie blisko i super widoki.


W pierwszym dniu ich wizyty postanowiliśmy ich odwiedzić, wypić winko na balkonie i pójść na małą kolację.



Ostatnio mój ulubiony styl ubioru to długie luźne spodnie alladynki i krótkie topy. Mój chłopak uwielbia ten look. Niestety muszę jeszcze popracować nad moim brzuchem :-)



Oczywiście nie obyło się też bez hiszpańskiej zabawy. Ja uwielbiam tańczyć (chociaż średnio mi to idzie) i gdy tylko słyszę muzykę nie umiem przejść obojętnie.


Na zakończenie tygodnia była ta najbardziej huczna noc i największy pokaz fajorwerków, niestety A. był w tym czasie w Angli.. <like always...> tak więc ja postanowiłam wybrać się sama razem z jego znajomymi. 


Na tą noc wybrałam długą czarno-białą sukienkę maxi.


 W miasteczku powoli zaczęło robić się tłocznie, co dziwne było pełno rodzin z malutkimi dziećmi oraz pełno ludzi z psami. Może już są oswojeni do hucznych wybuchów.


My najpierw zdecydowaliśmy się zjeść kolację a później na balkonie obejrzeć cały show.


Tuż przed północą było już naprawdę tłoczno i wcale się nie dziwie ponieważ fajorwerki byly po prostu magiczne.





Po całym pokazie wyruszyliśmy do okolicznych klubów które były przepełnione ludźmi.



Ja zmyłam się już o 3 w nocy jako że następnego dnia musiałam iść do pracy, oczywiście taksówki szukałam chyba z pół godzny. :-) Ale generalnie cała impreza była mega pozytywna i cieszę się że mogłam to wszystko zobaczyć :-)

***

Hej kochani to tyle z mojej relacji, jutro pojawi się także wideorelacja na kanale. Poza tym jesień zawitała do Hiszpanii na dobre a wraz z nią moje pierwsze przeziębienie. Więc siedzę pod kocem i mam nadzieję że do poniedziałku mi to przeminie.
Trzymajcie się cieplutko xxx




środa, 19 sierpnia 2015

One cloudy day and mix photos form last days

Hej kochani ostatnie dni mijają mi dosyć leniwie, nie latam za dużo, planuję jakiś wyjazd na kilka dni do Polski ale jakoś ciężko mi to zorganizować. Poza tym powoli zaczynam planować swoje dłuższe wakacje, jako że w lotnictwie ciężko jest dostać jakikolwiek urlop w lecie także planuję coś albo na listopad albo na styczeń. Wakacje o tej porze roku nie brzmią zbyt najlepiej jednak ja wybieram się gdzieś gdzie o tej porze będzie bardzo ciepło i egzotycznie. Ale szczegóły zdradzę Wam niedługo. Ostatnio pogoda w Sitges jest dosyć deszczowa co nie jest normalne dla Hiszpanii na tą porę roku.


W jeden z takich dni wybraliśmy się razem z Andrew na plażę. Było dosyć pusto poza nielicznymi turystami którzy na przekór pogodzie postanowili wykorzystać swoje wakacje. Oczywiście po paru minutach zaczęło padać. Przenieśliśmy się więc do okolicznej nadmorskiej knajpki.


Co śmieszne chyba nigdy nie pilam takiej ilości kawy jak po przyjeździe do Hiszpanii jako au pair, a później stewardessa. To A zaraził mnie tym nawykiem. Poranna kawa, planowanie dnia, czytanie książki i rozmowy to taki nasz mały rytułał w dniach w których dzieci są z mamą.



Zastanawiałam się ostatnio o napisaniu jakiegoś personalnego postu, z moimi przemyśleniami, o tym co się u mnie dzieje prywatnie i o moich marzeniach i planach na przyszłość. Wciąż jeszcze się nad tym waham jako że wiadomo jaki jest internet, raz coś napiszesz, pokażesz a zostanie to już tam na zawsze. A z drugiej strony ten blog to jakaś część mnie i chciałabym się z wami dzielić moim życiem w całości. No zobaczymy :-)


Spodnie z mojego ulubionego sklepu Oysho, co dziwne dopiero niedawno go odkryłam i totalnie przepadłam w miłości do tych ubrań. Torba z lokalnego sklepu "Muu!" ostatnio w Hiszpanii jest istny szał na tego typu torby, wielkie, plażowe i wiklinowe (chyba nie dokońca wiklinowe ale wiecie o co chodzi :-) )

***

Poza tym mix zdjęć z ostatnich dni


W pracy, czekam na pasażerów aby powitać ich na pokładzie.


Widok z mojego biura :-)


Dobra alternatywa dla leniwców jak ja. Świeże (I hopee) soki , zielony to głównie ogórek i seler, pomarańczowy to marchew, smakują całkiem nieźle, znalazłam jeszcze z buraka ale na razie nie próbowałam.


Lunch i bardzo proste a efektowne danie, mozzarella i pomidory z sosem balsamicznym i bazylią.

***
A tu już zdjęcia z telefonu


Znudzona na lotniskowym dużurze.

Lunch na lotnisku czyli moja ulubiona sałatka cesar z KFC mniamm.

Widok z przyziemnego biura.

W drodze z pracy, na dojazdy spędzam ok 1,5h dziennie. Uff.


Widoki na szczęście są tego warte. Tu krótki filmik (włączcie hd!!) z najpiękniejszej drogi jaką widziałam (czyli moja droga do pracy oczywiście :-) )

***
Uciekam spać bo znowu piszę bloga po nocy. Do usłyszenia buziaki.
xoxo 

piątek, 14 sierpnia 2015

Blanes, Lloret de Mar or Tossa de Mar? Adventure - mess.

Hej kochani, ostatnio miałam problemy z laptopem i ostatecznie póki co nie mam starych zdjęć i filmów. Mam nadzieję że już niedługo wrócą w moje posiadanie bo ubolewam nad tym strasznie. To może też i dobra nauczka aby publikować posty i zdjęcia regularnie na blogu. :-) Ostatnio mam trochę wolnego czasu, A(ndrew) pojechał na Słowację na tydzień a ja mam kilka dni wolnego w pracy i nie mam motywacji żeby coś z sobą zrobić, jedyne na co mam ochotę to oglądanie filmików na youtube, praca nad blogiem lub sprzątanie. Więc może nie jest aż tak jeszcze źle. Co do filmików to ostatnio kompletnie zakochałam się WhatsUpMooms jest to amerykański kanał gdzie 3 przyjaciółki-mamy nagrywają przecudowne filmiki o swoich dzieciach, vlogi, porady, przepisy. Aż chciałoby się mieć własnego szkraba. A co w temacie po blogowej ścieżce. Chciałabym pogratulować Adze i życzyć maluszkowi dużo zdrowia. Serdecznie zapraszam na jej blog aga-usa gdzie jej historia w pewnym stopniu przypomina moją. :-)


Ale wracając do posta, parę dni temu na jednym z moich lotów zaczęłam rozmawiać ze znajomym stewardem, o wartych odwiedzenia zakątkach w Hiszpanii, dowiedziałam się więc o cudownych plażach w Costa Brava, jak tam jest dziko i cudownie och i ach. Niestety nie zapytałam się o dokładne szczegóły i gdzie te plaże dokładnie są. Ale co tam. Poszukałam trochę w internecie. Miałam 2 dni wolnego, namówiłam A, wsadzililiśmy dzieci do samochodu i pojechaliśmy.


Obraliśmy kierunek na Barcelonę , a później popełnilam błąd sugerując jak to cudowanie będzie zboczyć z autostardy i pojechać drogą przy morzu. Droga która miała nam zająć 1,5 godziny zajęła nam 3. Było trochę mniej cudownie. Szczególnie gdy cała trójka na tyle zaczęła marudzić, domagając się postoju.


Najpierw postanowiliśmy że zatrzymamy się w Blanes (co śmieszniej pamietam jak szukałam rodzinki w Hiszpanii jak au apair, zaczęłam rozmawiać z jedną rodziną i byli właśne z Blanes, o mało brakowało żebym tam nie wylądowała, los jednak miał inne plany :) ) pamiętam że zawsze uważałam je za piękne miasteczko niestety, może tym razem nie odwiedziłam tej właściwej strony ale było strasznie, centrum bardzo przemysłowe, a plaże pełne turystów, to nie tego szukaliśmy. Postanowiliśmy jechać dalej do Lloret de Mar, Jeszcze gorzej. Typowo imprezowe miasteczko. Bardzo turystyczne. Ostatni wybór padł na Tossa de Mar i tam chyba jednak było najlepiej przynajmniej z tych dwóch pozostałych.


Wciąż dużo turystów jednak my znaleźliźmy plaże do snurkowania gdzie było bardzo dużo przeróżnych ryb, woda była w miarę czysta, dużo skał. Dzieciaki były zachwycone, zresztą ja też.



Andrew wyłowił takiego zwierzaka. Oczywiście nie obyło się bez zdjeć, Joy nawet chciała go zatrzymać jako nowe zwierzątko domowe :-)



Co śmieszniej później już w domu zaczęłam szukać w internecie o tym żyjątku. Okazało się że to jeżowiec. Co znalazłam w wikipedi o tym uroczym zwierzątko to " Niektóre gatunki są wyposażone w jadowy narząd raniący, będące w istocie zmodyfikowanymi, nieco krótszymi kolcami zakończone kleszczykami w postaci trzech twardych ruchomych szponów, przebijających skórę i wprowadzających jad. Gruczoły jadowe znajdują się u nasady kolca. Produkują one toksyny niebezpieczne dla zdrowia człowieka. Do szczególnie niebezpiecznych można zaliczyćToxopneustes pileolus oraz inne jeżowce należące do rodzaju Tripneustes oraz rodzin Echinothuridae i Diadematidae, których ukłucia wywołują oprócz bólu trudności oddechowe, drgawki i utratę przytomności, a w skrajnych przypadkach śmierć przez uduszenie."
Well, how nice..... Na szczęście wszyscy żyjemy :-)


Spędziliśmy tam ok 3 godziny aż do czasu gdy zaczęło się ściemniać.


Lily, Joy i Maxie. Moje małe modelki :-) Późnym wieczorem zdecydowaliśmy się na powrót do domu, oczywiście nie obyło się bez McDonald's po drodze, gdzie biedny A musiał cierpieć jako że postanowił zostać wegetarianinem. Haha :-)


Tossa de Mar jednak planujemy jeszcze odwiedzić. A co zabawniej kilka dni po tym wypadzie, znów miałam w załodze tego samego stewarda i opowiedziałam mu o moim doświadczeniu. Okazało się że powinniśmybyli pojechać jeszcze bardziej na wschód. Tym razem poprosiłam jednak o dokładny adres i lokalizację :-)

***

Hej kochani kończę ten post i jest 3:40 w nocy, uhh. za 2 dni zaczynam znowu na zmianę poranną i o tej porze będę musiała wstawać do pracy. Więc muszę się szybko przestawić w zegarze biologicznym. Dajcie znać jeśli podobają się Wam bardziej posty na luzie tego typu czy bardziej podsumowania miesiąca lub streszczenia tygodniowe :-) A może są jeszcze inne tematy które Was ciekawią i o których mogłabym napisać. Dajcie znać.
Ja coraz bardziej intensywnie myślę nad rozpoczęciem vlogowania. Ale to jeszcze plany, plany.
Zobaczymy jak to wyjdzie, trzymajcie się buziaki xxx

niedziela, 7 czerwca 2015

Week of June

Hej kochani, niedawno minęło dokładnie 2 lata odkąd podjęłam decyzję która zmieniła moje życie o 180 stopni, dokładnie 6 czerwca 2013 wyjechałam jako au pair do Hiszpanii, w której (dosłownie i w przenośni) zakochałam się bez pamięci, odnalazłam tu swojego mężczyznę, pracę i miejsce na ziemi, raz wywiało mnie na 2 miesiące do Polski, raz na 7 miesięcy do Włoch, ale to Hiszpania ostatecznie skradła mi serce :)
Z tej okazji poczytałam kilka starych postów na blogu i zatęskniło mi się za tygodniowymi relacjami.
Gotowi? Zaczynamy!


Pon 1 Cze.


Tydzień temu przyjechała do mnie w odwiedziny kuzynka i tym samym moja najlepsza przyjaciółka od czasów dzieciństwa, razem miałyśmy cudowny tydzień a relacja pewnie niedługo pojawi się na blogu (mam nadzieję haha). Poniedziałek był jej przedostatnim dniem w Hiszpanii, i jak każdy inny dzień był wyjątkowy i pełen wrażeń ten okazał się być nieco innym. Od samego rana coś nam nie-szło. W planie było wesołe miasteczko w Barcelonie, po drodze miałyśmy pójść do kantora który okazał się być zamknięty, zjadłyśmy patatas bravas na lunch i pojechałyśmy pociągiem do Barcelony, niefortunnie wysiadłyśmy na złej stacji, próbując zlokalizować gdzie jesteśmy, nikt nam niestety nie chciał pomóc, na dodatek okazało się że przypadkowo zabrałam ze sobą w torbie klucze do samochodu przez co A. nie mógł korzystać z samochodu którego potrzebował, na stacji kuzynka Ola kupiła sobie kawę którą się oparzyła no i spóźniłyśmy się na pociąg który miał nas zawieść na właściwą stację. Od tego momentu zaczęłyśmy się po prostu śmiać z naszego "niefarta" i postanowiłyśmy zrobić wszystko żeby uratować nasz dzień, podjechałyśmy na wesołe miasteczko z którego rozciągał się przepiękny widok na miasto, a wracając urządziłyśmy sobie mały spacer po Barcelonie.


Wt 2 Cze


We wtorek musiałam iść na rano do pracy a jako że poprzedniego dnia wróciłyśmy późno z Barcelony to spałam tylko 2 godziny i byłam strasznie zmęczona. Na szczęście załoga na locie była bardzo sympatyczny, a lot miałam na jedną z wysp kanaryjskich - Lanzarote, loty te są dosyć specyficzne bo trwają po ok 3 godziny każdy więc mamy czas na wszystko (nawet na małą drzemkę na tyle samolotu :-) ), po pracy miałam się spotkać z Olą, która miała swój lot powrotny do Polski i choć już myślałam że przywykłam do rozstań z najbliższymi (praca w lotnictwie doskonale tego uczy), jednak zawsze jest to dosyć trudne. Pożegnałyśmy się z myślą że niedługo znów się zobaczymy i mam nadzieję że tak się stanie.


Śr 3 Cze


W środę byłam na domowym dyżurze, na szczęście nikt z pracy do mnie nie zadzwonił. Rano wybrałam się z A, na kawę i kalamary, gdzie próbowaliśmy ustalić swój plan na dzień, oczywiście wylądowaliśmy na plaży, temperatury tutaj teraz przypominają te sierpniowe i skaczą do 30 stopni i mam wrażenie że to lato będzie bardzo gorące.


Czw 4 Cze


W czwartek miałam poranny lot do Brukseli, na ogół nie mogę znieść wstawania rano do pracy (rano czyli 3 w nocy ), jednak tego dnia mój 'report time' czyli godzina na którą muszę wstawić się w pracy była nieco późniejsza także mogłam trochę pospać aż do ("uwaga!") 5:30 :-).  Po pracy wybrałam się na późny lunch w pobliskiej knajpce, menu i moje ulubione patatas bravas. Później oczywiście plaża.


Pt 5 Cze


W piątek byłam na porannym dyżurze, przebudziłam się o 7:30 z wielką ulgą że nikt do mnie nie zadzwonił więc poszłam dalej spać a już godzinę później dostałam telefon z biura że jakaś załoga utknęła na lotnisku w Rzymie i muszę za dwie godziny wykonać za nich lot do Malagi. Zupełnie zaskoczona szybko ogarnęłam się do wyjścia i pojechałam do pracy, załoga po raz kolejny okazała się być bardzo fajna, jednak sam lot był niesłychanie trudny, dużo pasażerów, rodzice z dziećmi z miejscami na wyjściu ewakuacyjnym, przesadzanie, później dużo zamówień, dużo sprzedawania, serwis z jedzeniem trwał aż do sygnału '15 minut do lądowania' gdzie musimy zabezpieczyć kabinę. Po pracy wybraliśmy się z A. na plażę, gdzie ucięłam sobie małą drzemkę, a wieczorem wyskoczyliśmy do rockowej knajpki, gdzie jakiś zespół grał muzykę na żywo.


Sob 6 Cze


W sobotę razem z A świętowaliśmy nasze 2 lata razem w Hiszpanii, rano wybraliśmy się na plażę gdzie opaliłam się na raczka-buraczka (nie pierwszy i nie ostatni raz pewnie :-) ), po południu wróciliśmy do domu, popływaliśmy w basenie, wieczorem wino i kwiaty, później wybraliśmy się na pizze przy porcie, a następnie parę drinków w klubie w centrum. Miasto było pełne ludzi i świętujących kibiców po wygranym meczu Barcelony. :-)


Nie 7 Cze


Następnego dnia pojechaliśmy skuterem na sekretną plażę nudystów, wzięliśmy maski i płetwy do nurkowania więc mogliśmy pooglądać ryby których niestety nie było zbyt wiele. Po południu wróciliśmy do domu i resztę dnia spędziliśmy dosyć leniwie z jedzeniem i filmami :-)


***
Niedługo dodam więcej notek z różnych relacji jako ze nazbierało się tego trochę. Jak tylko znajdę czas. Obiecuję :) Trzymajcie się buziaki xxx


poniedziałek, 2 lutego 2015

November

Hej, wracam do Was z dużą ilością zdjęć, czyli podsumowanie listopada :-)

Parę dni po tym jak przyjechałam do Hiszpanii, A. wyjechał do Anglii, a mnie dopadło przeziębienie.


Choroba to jedna z gorszych rzeczy jakie może ci się przydarzyć w zawodzie stewardessy, latanie nawet z lekkim katarem a co dopiero z przeziębieniem to duże ryzyko. Ja jakoś starałam sobie radzić ale gdy po pewnym dniu 4 lotów uszy zatkały mi się boleśnie na ponad 2 dni, powiedziałam dość, zadzwoniłam po chorobowe i udałam się do lekarza. Dostałam antybiotyk, ale później dalej musiałam pracować, uszy przestały doskwierać za to pojawił się ogromny ból zatok na wysokościach. Jakoś przetrwałam. Rada dla Was - nie latajcie przy przeziębieniu :-)


W drodze do pracy, w korku i z deszczową pogodą - niezbyt szczęśliwa.

Spacer po okolicach mojego miasteczka.

Zachód słońca w Castelldefels - 15 min drogi od Sitges.

Na końcu miesiąca przyjechały do mnie 2 dziewczyny - byłe au pairki, poznane z blogów, Ola i Magda.

Wieczory spędzałyśmy wspólnie gotując, pierwszego dnia tradycyjnie hiszpańską paelle, drugiego bruschetty i krewetki. Do tego sangria z owocami. Mniam :-)

Pierwszego dnia przyjechała Ola, niestety następnego dnia musiałam pracować na 5 rano (co oznaczało że musiałam wstać o 3) więc byłam trochę zmęczona mimo wszystko wybrałyśmy się na spacer po Sitges.

Pogoda była dosyć jesienna.

Następnego dnia dołączyła Magda i razem zwiedzałyśmy Barcelonę.

Lunch - znów na hiszpańsko - patatas bravas (czyli kawałki ziemniaczków z pikantnym sosem) oraz smażone kalmary (krążki kałamarnicy).

Po lunchu odprowadziłyśmy Olę na pociąg, a razem z Magdą nie odmówiłyśmy sobie wstępienia do słynnego Boqueria Market na La Rambla (czyli naszego ryneczku po polsku mówiąc :-) ) Mnóstwo owoców i warzyw, świeżych owoców morza i przeróżnych przypraw. Mix barw i kolorów (i ludzi). My spróbowałyśmy 3 shake'y, truskawka-kiwi-melon-pycha.

 La Rambla jak zawsze pełna turystów.

W między czasie postanowiłyśmy pójść na 'obiado-lunch' :-) Nasz wybór znów padł na tradycyjną paelle z owocami morza i sangrie.


Najedzone kontynuowałyśmy zwiedzanie Barcelony.

W pupie lwa najlepiej :-)


Wielki krap-rak.

Wieczorem wybrałyśmy się do Parku Ciutadella, uwielbiam ten park, a nocą nabiera jeszcze bardziej niesamowitego i magicznego charakteru.




Tego też wieczoru, wrócił z Anglii A, graliśmy we troje w alkocholowy football, było godnie ;-) Następnego dnia chciałam pokazać Magdzie kawałek Sitges.

Wybrałyśmy się razem na długi spacer nad brzegiem morza i po starym mieście.


Na lunch w centrum wybrałyśmy pizze i czerwone wino.

Główny nadmorski bulwar w Sitges. I widok na kościół. To moje ulubione miejsce do jazdy na rolkach. (Bulwar oczywiście, nie kościół :-) )

Reszta miesiąca upłynęła dosyć spokojnie, czyli wszystkim znany cykl praca dom i praca. :-) Niedługo relacja z grudnia. Trzymajcie się, buziaki!