poniedziałek, 2 lutego 2015

November

Hej, wracam do Was z dużą ilością zdjęć, czyli podsumowanie listopada :-)

Parę dni po tym jak przyjechałam do Hiszpanii, A. wyjechał do Anglii, a mnie dopadło przeziębienie.


Choroba to jedna z gorszych rzeczy jakie może ci się przydarzyć w zawodzie stewardessy, latanie nawet z lekkim katarem a co dopiero z przeziębieniem to duże ryzyko. Ja jakoś starałam sobie radzić ale gdy po pewnym dniu 4 lotów uszy zatkały mi się boleśnie na ponad 2 dni, powiedziałam dość, zadzwoniłam po chorobowe i udałam się do lekarza. Dostałam antybiotyk, ale później dalej musiałam pracować, uszy przestały doskwierać za to pojawił się ogromny ból zatok na wysokościach. Jakoś przetrwałam. Rada dla Was - nie latajcie przy przeziębieniu :-)


W drodze do pracy, w korku i z deszczową pogodą - niezbyt szczęśliwa.

Spacer po okolicach mojego miasteczka.

Zachód słońca w Castelldefels - 15 min drogi od Sitges.

Na końcu miesiąca przyjechały do mnie 2 dziewczyny - byłe au pairki, poznane z blogów, Ola i Magda.

Wieczory spędzałyśmy wspólnie gotując, pierwszego dnia tradycyjnie hiszpańską paelle, drugiego bruschetty i krewetki. Do tego sangria z owocami. Mniam :-)

Pierwszego dnia przyjechała Ola, niestety następnego dnia musiałam pracować na 5 rano (co oznaczało że musiałam wstać o 3) więc byłam trochę zmęczona mimo wszystko wybrałyśmy się na spacer po Sitges.

Pogoda była dosyć jesienna.

Następnego dnia dołączyła Magda i razem zwiedzałyśmy Barcelonę.

Lunch - znów na hiszpańsko - patatas bravas (czyli kawałki ziemniaczków z pikantnym sosem) oraz smażone kalmary (krążki kałamarnicy).

Po lunchu odprowadziłyśmy Olę na pociąg, a razem z Magdą nie odmówiłyśmy sobie wstępienia do słynnego Boqueria Market na La Rambla (czyli naszego ryneczku po polsku mówiąc :-) ) Mnóstwo owoców i warzyw, świeżych owoców morza i przeróżnych przypraw. Mix barw i kolorów (i ludzi). My spróbowałyśmy 3 shake'y, truskawka-kiwi-melon-pycha.

 La Rambla jak zawsze pełna turystów.

W między czasie postanowiłyśmy pójść na 'obiado-lunch' :-) Nasz wybór znów padł na tradycyjną paelle z owocami morza i sangrie.


Najedzone kontynuowałyśmy zwiedzanie Barcelony.

W pupie lwa najlepiej :-)


Wielki krap-rak.

Wieczorem wybrałyśmy się do Parku Ciutadella, uwielbiam ten park, a nocą nabiera jeszcze bardziej niesamowitego i magicznego charakteru.




Tego też wieczoru, wrócił z Anglii A, graliśmy we troje w alkocholowy football, było godnie ;-) Następnego dnia chciałam pokazać Magdzie kawałek Sitges.

Wybrałyśmy się razem na długi spacer nad brzegiem morza i po starym mieście.


Na lunch w centrum wybrałyśmy pizze i czerwone wino.

Główny nadmorski bulwar w Sitges. I widok na kościół. To moje ulubione miejsce do jazdy na rolkach. (Bulwar oczywiście, nie kościół :-) )

Reszta miesiąca upłynęła dosyć spokojnie, czyli wszystkim znany cykl praca dom i praca. :-) Niedługo relacja z grudnia. Trzymajcie się, buziaki!