Chyba nie ma dnia żebym nie myślała o au pairkowaniu, usa, pobycie tam, spełnieniu marzeń, mojej przyszłej rodzince, co zobaczę, czy się zmienię, czy będzie to udany rok. Gdybym myślała tak o maturze i z taką determinacją się uczyła to byłabym już chyba geniuszem :)
Chciałabym powiedzieć co u mnie.
A więc po kolei, zaczęłam ferie, w ostatniej turze. Cieszę się i nie cieszę, z jednej strony niby fajnie bo jest czas na załatwienie spraw z au pair, może coś uda mi się zarobić, pozdobywać referencje, a z drugiej obiecuję sobie zero marnowania czasu i odpoczynku! Nauka 24h na dobę (już to widzę haha). W mojej szkole organizowane są zajęcia dla maturzystów codziennie chemia (robienie matur) 10-13 i w pierwszym tygodniu dodatkowo angielski też w podobnych godzinach, postaram się na to chodzić, codziennie pisać matury, uczyć się słówek z angielskiego, do tego korki z chemii i angielskiego no i w końcu napisać prezentację na polski.
Jeśli chodzi o terminy:
07.02 (czw) -oddanie ostatecznych deklaracji maturalnych. Czułam się jakbym wypisywała na siebie cyrograf. Było masę zamieszania z tymi formalnościami i nawet pani w sekretariacie nie umiała mi pomóc, w porównaniu do deklaracji wstępnej zmieniłam wszystko co tylko się dało. (kobieta zmienną jest) I koniec końcem udało sie. Jest. I nie ma odwrotu. biologia-rozszerzenie, chemia-podstawa, angielski- rozszerzenie, temat z polskiego- refleksja nad egzystencją człowieka
08.02 (pt) -oficjalnie rozpoczęłam ferie, podczas gdy moi znajomi bawili się w najlepsze w klubach ja siedziałam wieczorem na korkach z chemii a później zwyczajnie nie miałam ochoty już nigdzie wychodzić, wolałam zostać w domu i czytać blogi innych au pairek (to już jakaś obsesja :) )
11.02 (pon)- chcę załatwić mnóstwo rzeczy, nic Wam jeszcze nie mówiłam ale dałam ogłoszenie do internetu że chętnie zajmę się (nieodpłatnie) dzieckiem kilka razy w tygodniu popołudniu na 2-3h, no i odezwała się pani, mówiła że potrzebuje opiekunki właśnie na parę godzin w tygodniu, ma synka -Jędrzeja (jeśli dobrze pamiętam), 7 miesięcy. Jeszcze nigdy nie zajmowałam się takim maluszkiem i boję się straaaasznie. Jak wypadnę czy sobie poradzę itp Umówiłyśmy się że na feriach będzie taki niezobowiązujący okres próbny i zobaczymy co dalej. Strasznie się z tego cieszę bo zawsze to wpadnie kilka godzin (i to cennych bo z takim malcem) do tego okazja żeby pstryknąć sobie parę fotek z dzieckiem. Zastanawiam się czy nie kupić mu jakiegoś pluszaka, tak na dobry początek. Pierwsze spotkanie mamy w poniedziałek 13.20. Trzymajcie kciuki żebym dobrze wypadła.
Do tego pojawiło się kilka ofert pracy, z jednej czekam na odpowiedź i mam nadzieję że już w poniedziałek będę mogła podpisać umowę. I jak najszybciej zarobić pierwsze pieniążki na program.
Co do najbliższych dni planuję też pójść do gawo, porozmawiać, wziąć dokumenty do wypełnienia, załatwić formalności wcześniej, a najwyżej później dosłać prawko. (termin egzaminu mam na początku marca, ale będę dzwonić na upartego co jakiś czas i dopytywać o wcześniejsze terminy, może coś się zwolni) No i zacząć nagrywać filmik.
W trakcie ferii muszę wybrać się też do lekarza za jednym zamachem załatwić bilans do szkoły, te papierki z agencji i zrobić książeczkę sanepidowską (przyda się do łapania pojedynczych zleceń na pracę)
Pod koniec ferii chcę pojechać do swojej rodzinnej miejscowości (1737181781km na południowy wschód), odwiedzić rodzinę, porobić zdjęcia z maluchami którymi się kiedyś opiekowałam, nagrać jakieś filmy, no i dać referencje do wypełnienia znajomym.
Ambitne plany, zobaczymy jak z realizacją. Pozdrawiam ja-maturzystka-nerd. :)
sobota, 9 lutego 2013
czwartek, 7 lutego 2013
Tłusty Czwart
Chciałabym aby mój blog był o wszystkim, nie tylko au pair, więc z okazji jakże zacnego, dzisiejszego święta chciałabym poruszyć pewien dość istotny w moim życiu temat, a mianowicie: jedzenie i diety! :) Moja historia nie ma w sobie nic zdumiewającego, nie było żadnej zamiany kopciuszka w księżniczkę, nie zrzuciłam 100kg, jednakże nie raz musiałam wykazać się silną wolą i determinacją w swoim odżywianiu.
Historia zaczyna się gdy byłam jeszcze malcem, bardzo bardzo grubiutkim malcem(Jak będę mieć dostęp to postaram się ten wpis pouzupełniać o zdjęcia z poszczególnych okresów, myślę że wtedy stanie się bardziej ciekawszy) Malec zeszczuplał, i stał się bardzo żywą chudziutką sześciolatką, no i później znów od początku, głównie przez złe nawyki żywieniowe moich rodziców (ciężkie obiady o 20-22, wszystko smażone, zero warzyw i owoców, brak śniadań, codziennie gazowane napoje) a także mój niepohamowany apetyt, to wszystko znów sprawiło, że stałam się gruba. Problem myślę że głównie leżał po stronie moich rodziców (w zasadzie wszyscy w mojej bliskiej rodzinie mają nadwagę), małe dziecko nie ma wiedzy co jest zdrowe, co powinno jeść, co mu szkodzi, pamiętam gdy mając 8-10 lat codziennie zajadałam się batonikami, chipsami ani mi przez myśl nie przeszło że to coś złego. W wieku dorastania 12-13 lat zaczeło mi to przeszkadzać, bardzo przeszkadzać. No i się zaczęło. Diety, nie diety, głodówki, czytałam strony pro-ana, ale na szczęście nigdy w to nie wpadłam. Nigdy jednak nie udało mi się nic zrzucić. Aż do czasu. W wieku 16 lat nabrałam naprawdę silnej woli, wzbogaciłam się o wiedzę, zaczęłam zdrowiej jeść (zielone herbaty, gotowane warzywa, dużo wody i owoców), podjęłam się dość restrykcyjnej diety ONZ (odchudzanie na zawołanie, wiem wiem trochę idiotyczna nazwa) ale była to dieta dość skuteczna obiecywała 3kg w 9 dni i faktycznie tak było, bez efektu jojo.
Trochę wtedy zeszczuplałam, oscylowałam wagowo między 57-60kg (mam 160cm wzrostu), nie byłam gruba, nie byłam chuda, byłam przeciętna, przez swoje życie przeszłam kilka śmiesznych diet (np 3 dni na norweskiej: same grejpfruty i gotowane jajka), aż do niedawnego czasu, podjęłam wyzwanie z Ewą Chodakowską i ostro ćwiczyłam przez 2 miesiące, teraz od miesiąca zaprzestałam niestety ćwiczeń przez brak czasu i monotonie, jednak wciąż planuję zakupić karnet na siłownie (najbardziej odpowiadają mi zajęcia grupowe- joga, zumba), tak jak zaprzestałam ćwiczeń tak ograniczyłam też jedzenie, jem mniej, staram się zdrowiej moja waga teraz wynosi 54-55kg, moim marzeniem jest zejść poniżej 50kg \. Troszkę się rozpisałam, ale mam nadzieję że kogoś może to zainteresuje, ja osobiście mam małego hopla na punkcie diet i zdrowego trybu życia, (stąd też pomysły o pójściu na dietetykę), jednak najważniejszy moim zdaniem jest umiar i umiejętność cieszenia się życiem, cieszenia się pysznym jedzeniem ale też w odpowiedniej jego ilości. Oczywiście czasami mam swoje dni (czasem tygodnie) gdzie zdarza mi się zjeść coś na noc, coś bardzo niezdrowego albo kalorycznego, czy to katastrofa? Nie, trudno, życie jest za krótkie na ciągłe liczenie kalorii, pamiętajcie najważniejsza rozwaga i pozytywne podejście! :)
A to moja waga po dzisiejszych pączkach, których zjadłam uwaga: 4! (a dnia jeszcze nie koniec) :)
Historia zaczyna się gdy byłam jeszcze malcem, bardzo bardzo grubiutkim malcem(Jak będę mieć dostęp to postaram się ten wpis pouzupełniać o zdjęcia z poszczególnych okresów, myślę że wtedy stanie się bardziej ciekawszy) Malec zeszczuplał, i stał się bardzo żywą chudziutką sześciolatką, no i później znów od początku, głównie przez złe nawyki żywieniowe moich rodziców (ciężkie obiady o 20-22, wszystko smażone, zero warzyw i owoców, brak śniadań, codziennie gazowane napoje) a także mój niepohamowany apetyt, to wszystko znów sprawiło, że stałam się gruba. Problem myślę że głównie leżał po stronie moich rodziców (w zasadzie wszyscy w mojej bliskiej rodzinie mają nadwagę), małe dziecko nie ma wiedzy co jest zdrowe, co powinno jeść, co mu szkodzi, pamiętam gdy mając 8-10 lat codziennie zajadałam się batonikami, chipsami ani mi przez myśl nie przeszło że to coś złego. W wieku dorastania 12-13 lat zaczeło mi to przeszkadzać, bardzo przeszkadzać. No i się zaczęło. Diety, nie diety, głodówki, czytałam strony pro-ana, ale na szczęście nigdy w to nie wpadłam. Nigdy jednak nie udało mi się nic zrzucić. Aż do czasu. W wieku 16 lat nabrałam naprawdę silnej woli, wzbogaciłam się o wiedzę, zaczęłam zdrowiej jeść (zielone herbaty, gotowane warzywa, dużo wody i owoców), podjęłam się dość restrykcyjnej diety ONZ (odchudzanie na zawołanie, wiem wiem trochę idiotyczna nazwa) ale była to dieta dość skuteczna obiecywała 3kg w 9 dni i faktycznie tak było, bez efektu jojo.
Trochę wtedy zeszczuplałam, oscylowałam wagowo między 57-60kg (mam 160cm wzrostu), nie byłam gruba, nie byłam chuda, byłam przeciętna, przez swoje życie przeszłam kilka śmiesznych diet (np 3 dni na norweskiej: same grejpfruty i gotowane jajka), aż do niedawnego czasu, podjęłam wyzwanie z Ewą Chodakowską i ostro ćwiczyłam przez 2 miesiące, teraz od miesiąca zaprzestałam niestety ćwiczeń przez brak czasu i monotonie, jednak wciąż planuję zakupić karnet na siłownie (najbardziej odpowiadają mi zajęcia grupowe- joga, zumba), tak jak zaprzestałam ćwiczeń tak ograniczyłam też jedzenie, jem mniej, staram się zdrowiej moja waga teraz wynosi 54-55kg, moim marzeniem jest zejść poniżej 50kg \. Troszkę się rozpisałam, ale mam nadzieję że kogoś może to zainteresuje, ja osobiście mam małego hopla na punkcie diet i zdrowego trybu życia, (stąd też pomysły o pójściu na dietetykę), jednak najważniejszy moim zdaniem jest umiar i umiejętność cieszenia się życiem, cieszenia się pysznym jedzeniem ale też w odpowiedniej jego ilości. Oczywiście czasami mam swoje dni (czasem tygodnie) gdzie zdarza mi się zjeść coś na noc, coś bardzo niezdrowego albo kalorycznego, czy to katastrofa? Nie, trudno, życie jest za krótkie na ciągłe liczenie kalorii, pamiętajcie najważniejsza rozwaga i pozytywne podejście! :)
A to moja waga po dzisiejszych pączkach, których zjadłam uwaga: 4! (a dnia jeszcze nie koniec) :)
sobota, 2 lutego 2013
1 Feb
Więc z małym poślizgiem ale jest. Piszę do Was już jako 19letnia.
Dziwnie się z tym faktem czuję. Ogarnia mnie chyba kryzys wieku młodego,
czuję jak to wszystko szybko leci, czas, lata, chwile, ludzie. Wszystko
przemija. Jeszcze może do 21 będę się cieszyć z tych lat, później
pozostanie płacz i zgrzytanie zębów.
Oczywiście mówię to z przymrużeniem
oka bo każdy okres życia jest piękny i wyjątkowy aczkolwiek czuję że
powoli się starzeje. Ale dość tych sentymentów. Co u mnie? Powoli zaczynam widzieć światło w tunelu w moich poszukiwaniach pracy, pojawiło się kilka ofert, zarobki niezłe ale jeszcze się zastanawiam czy na pewno jest to praca którą mogłabym wykonywać. Wciąż mam problem z referencjami i zdjęciami z dziećmi. No i prawo jazdy czeka do zrobienia. Uff chyba jestem wciąż w lesie. Dużym problemem również jest dla mnie ogarniecie tych angielskich uczelni, co gdzie trzeba, jakie przedmioty mi się przydadzą. Czas mam do 8 lutego. (Przypominam mój plan: rok w usa, później na studia do angli). Jestem ciekawa też jakie uczelnie tam uczestniczą w programie Erasmus lub czymś podobnym, po roku w Angli pewnie będę miała ochotę odwiedzić też inne kraje.
Co do studniówki, poszłam w innej sukience niż myślałam, od rana byłam niezadowolona z makijażu i włosów, partnera zmieniłam pare godzin przed studniówką, a koniec końcem wyszło wszystko idealnie. Bawiłam się świetnie do samego rana, wytańczyłam się, a do domu przybyłam o 5. :) Więcej zdjęć wstawię gdy dostanę filmy i zdjęcia od fotografów. Poza tym wypadałoby się wziąć poważnie za sprawy matury, wciąż gdzieś brak mi mobilizacji, odkładanie wszystkiego 'na jutro', prezentacja nieruszona, z całą resztą też nie lepiej. Chciałabym już być po tych wszystkich maturach i ruszyć dalej w świat!
Co do studniówki, poszłam w innej sukience niż myślałam, od rana byłam niezadowolona z makijażu i włosów, partnera zmieniłam pare godzin przed studniówką, a koniec końcem wyszło wszystko idealnie. Bawiłam się świetnie do samego rana, wytańczyłam się, a do domu przybyłam o 5. :) Więcej zdjęć wstawię gdy dostanę filmy i zdjęcia od fotografów. Poza tym wypadałoby się wziąć poważnie za sprawy matury, wciąż gdzieś brak mi mobilizacji, odkładanie wszystkiego 'na jutro', prezentacja nieruszona, z całą resztą też nie lepiej. Chciałabym już być po tych wszystkich maturach i ruszyć dalej w świat!
Subskrybuj:
Posty (Atom)