piątek, 25 stycznia 2013

January

Dni mijają się ze sobą. Wszystko tak leci szybko. Za oknem prawie matura. Z ostatnich dni to: zdałam egzamin teoretyczny na prawko (bezbłędnie) wychodząc z ośrodka skakałam jak wariatka. Teraz został tylko praktyczny, który jest (uwaga!) dzisiaj! Dzisiaj o 19:45. Wiem, naprawdę wiem że nie powinnam tak, ale mam jakieś przeświadczenie że nie zdam, wciąż robię masę błędów (a to nie spojrzę w lusterko przy cofaniu/wyprzedzaniu, a to przejadę po ciągłej czy terenie wyłączonym) ech...   Trzymajcie kciuki! Drugie wieści co u mnie, to w sobotę studniówka, wszystko się tak plączę, mnóstwo spraw, ale mimo to staram się tym cieszyć. Poza tym brak czasu na cokolwiek.
Au pair gdzieś na bocznym torze. Pojawiło się milion wątpliwości. Moja mama wciąż mówi o studiach. I jakoś tak, boję się że popełnię życiowy błąd, że coś przegapię, będę żałować że nie poszłam od razu w naukę. Wyjazd do USA -życiowy błąd? Brzmi to nonsensownie. Zawsze denerwowały mnie dziewczyny które same nie wiedzą czego chcą, raz jadą, innym już nie, zniechęcają się, rezygnują, brak im odwagi, są jakieś takie... letnie i nieporadne. Boję się że powoli przemieniam się w jedną z nich. Chciałabym już wam pisać o moim roomie, o pierwszych matchach, o jakichś postępach. Chyba potrzebuję czasu żeby pomyśleć...
Trzymajcie się, będziemy w kontakcie :)


edit: cóż moje prognozy się sprawdziły, nie zdałam na rękawie, głupi błąd dwa razy ten sam, zatrzymałam się hmm może 2 cm za wcześnie. szkoda bo trafił mi się bardzo sympatyczny egzaminator, trochę pożartowaliśmy, pogadaliśmy no trudno, ja się nie poddam, będę robić, próbować aż się uda.

i dzięki za wsparcie, strasznie miło gdy widzę że ktoś tu zagląda, kogoś to interesuje, dużo to dla mnie znaczy. :)

niedziela, 13 stycznia 2013

Last days

Ogarnął mnie au pairkoholizm. Myślę tylko o tym i wszystkie moje działania są skierowane w tym celu. Na razie niestety czuję jakbym stała w miejscu.

 Jeśli chodzi o rodziców to po przeczytaniu wielu blogów i forum au pair, byłam przygotowana a wręcz pewna, że nie przyjmą tego z entuzjazmem. Tak też było, wywiązała się wielka kłótnia rodzinna, oczywiście było "że sobie nie poradzę, że nie znam dobrze języka, że szkoda na to czasu, że mogę w Polsce niańczyć cudze dzieci, że nie będę mieć na nic tam czasu, że po co ładowali we mnie tyle pieniędzy i teraz nie chcę od razu na studia, że jak myślę że sobie tam pozwiedzam to jestem w błędzie, że jak coś się stanie to zostanę sama, że na pewno mnie tam okradną i zgwałcą, że tam gangi na każdej ulicy są, że to niebezpieczne, że jestem za młoda na to" oczywiście, ani się nie zainteresowali tą sprawą, żeby sprawdzić poczytać, zweryfikować informacje. Nie, po co. O żadnym wyjeździe nie ma mowy.

Ale oczywiście nie byłabym sobą gdybym się poddała i powiedziała "ok, nigdzie nie jadę". Kocham siebie za to, za to że jak już sobie coś postanowię to nic nie jest w stanie mnie złamać. Kocham ten upór i odwagę do stawiania sobie wyzwań i realizowania marzeń. Będzie trudniej, dużo trudniej. Muszę sama zdobyć na to pieniądze, pójść do pracy (i to w klasie maturalnej, a nie chcę zawalić matury) pogodzić to z nauką.

 Jeśli chodzi o wybór, to już zdecydowałam, że na sto procent jadę do USA, co będzie dalej nie wiem. Jedyne co może zmienić mój wybór to niezdanie prawka, brak rodzin, czy odmowa wizy. Wtedy szybko zmieniam i ruszam na Anglię :)

Co do prawka to zdałam już wewnętrzny. Byłam się zapisać na egzaminy. Czekałam w kolejce chyba z godzinę i ufff... mam datę teoretycznego przed 19 stycznia, a dokładniej 15.01 o godz 18:30. Trzymajcie kciuki! Co do praktycznego to pójdę się zapisać po zdanej teorii i niestety będę musiała chyba trochę poczekać na to. Mam nadzieję  że zmieszczę się z tym wszystkim w czasie. Trochę się boję że jak chcę wyjechać w lipcu/sierpniu to wysyłanie papierów na początku marca to trochę za późno. Ale może się uda.Więc jestem w trakcie dwóch kroków, kasy i prawka, co jeszcze sama mogę zrobić/ przygotować wcześniej? Może wezmę się już za film albo list żeby później już mieć to z głowy. Poza tym wielką motywacją i wsparciem są dla mnie inne au pairki,  czytam sobie blogi, widzę jak inne dziewczyny przechodziły przez to samo, miałby gorsze dni, klótnie z rodzicami, problemy z formalnościami, a jednak dały radę. To podnosi na duchu.

A co do codzienności to matura, matura, matura (to bzdura). Piątkowe 6h chemii, biologia gdzieś w tyle, matma, muszę się dokładniej rozeznać co na pewno będzie mi potrzebne na studia, żeby niepotrzebnie nie zaniżać sobie średniej. Drugim głównym tematem jest studniówka. Zapisałam się na walca, popisowy taniec przed polonezem. To chyba nieco szalone skoro nawet nie wiem z kim pójdę, a studniówka za 2 tygodnie. Jakoś cały czas mi głupio kogoś poprosić, jestem z serii tych dziewczyn które trzymają się ''że to chłopak robi ten pierwszy krok''. Chyba czas się przełamać :)

Byłam wczoraj w poszukiwaniu sukienki i szczerze mówiąc albo ja mam dziwny gust albo w tych sklepach nic ciekawego nie ma, mówię oczywiście o sukienkach typowo na jakieś okazje bo jeśli chodzi o ciuchy codzienne to jest co wybierać. Jedną sukienkę kupiłam ale nie wiem czy na sto procent w niej pójdę, zastanawiam się czy nie kupić drugiej.). Moją negatywną cechą jest typowe niezdecydowanie, najczęściej w kwestii ubrań.. 


A Wam podoba się któraś z sukienek różowa/szara/ czarna/fioletowa?
Wolicie krótkie czy do ziemi?
Którąś byście założyły? :)

wtorek, 8 stycznia 2013

Monday. oh monday.

Ciężko mi podsumować co jest we mnie. Zostały 4 miesiące liceum, staram się uświadomić że właśnie jestem na finiszu jednego z etapów moim życiu, niedługo zamkną się jedne drzwi ale tylko po to bym mogła otworzyć następne. Staram się patrzeć z uśmiechem i doceniać każdy dzień w lo bo czas tak szybko ucieka. Ze złych rzeczy to nie zdałam dziś teoretycznego egzaminu, na szczęście wewnętrzny ale i tak było mi strasznie głupio i smutno, że jak tylko stamtąd wyszłam zaczęły mi lecieć łzy. Oczywiście od razu się pocieszyłam, że zdam za 2 dni, że to dobrze, że się pouczę jeszcze, że dodatkowa motywacja itp, chociaż fakt faktem czas leci a muszę zdążyć przed 19 stycznia i tymi fatalnymi zmianami w prawku. Ale to tylko to, czasami jak każdy mam wszystkiego dosyć, gdzieś to się zbiera, wszystkie sprawy i czasem wystarczy już mała rzecz żeby przechylić szalę, ja wtedy zawsze odreagowuje poprzez łzy. No ale dość już tego, nie ma co narzekać przecież życie jest piękne.

Z dobrych rzeczy:
Dzisiaj odbyłam jedną z poważniejszych rozmów na temat mojej przyszłości z rodzicami, moja mama sprawdziła firmę z którą chcę jechać (gawo) i wszystko było w porządku. Myślę że od lutego napiszę do agencji, skompletuję dokumenty, poszukam fotek z dziećmi itp.
Druga sprawa jest taka, że rozmawiałam z Ulą (adamant wanderer) o studiach w UK i ceny wzrosły, 7tys funtów za rok to nie mało, trochę mnie to zmartwiło ale zaraz później rozmawiałam z moim kolegą z klasy który będzie tam studiował już w tym roku i mówił mi trochę o stypendiach, testach, dofinansowaniach więc znów uwierzyłam że wszystko może się spełnić po mojej myśli.
Cztery to że już za 3 tyg studniówka, staram się przeżywać to wszystko w pełni, bo to jedyny taki bal, jedyny taki rok, trzeba mieć co wspominać. (pomijając że nic jeszcze nie mam, ani sukienki wraz z partnerem włącznie )
Pięć to za 4 tyg moje 19ste urodziny!! Chociaż to i plus i minus.


A to moje dwie piosenki które ostatnio męczę i które zalewają mnie falą pozytywnych emocji.



Ach New York, New York :)

sobota, 5 stycznia 2013

My January...

Styczniowo już. Moje samopoczucie zmienia się jak pogoda za oknem. Leczę się pomysłami o podróżach, marzeniami, czytaniem co raz to nowych blogów au pair. Ostatnio odkryłam świetną stronę couchsurfing i znów moje plany wybiegły w wakacje, czas wolny co zrobię z tymi przyszłymi ciepłymi dniami, lotami i odwagą w kieszeniach. To wszystko wywołuje uśmiech na mojej twarzy mimo tych szarych styczniowych poranków. Mam nadzieję że mi się uda. Choć ostatnio co raz rzadziej myślę o au pair, cały czas jestem w jakimś zawieszeniu i boję się że koniec końcem nic z tego nie wyjdzie. Powstrzymują mnie rodzina, fundusze, brak zdecydowania i niepewność czy to do końca dobry wybór. Wiem, że sensem mojego życia są podróże. Chciałabym studiować za granicą znaleźć fajną pracę, realizować swoje pasję. Tylko? No właśnie, coś mnie powstrzymuje. Coś sprawia że wydaje mi się to nieosiągalne, nie wiem, może te wszystkie formalności, może brak odpowiedniego opanowania języka. Pewnie gdy dalej będę tkwić w tej postawie pozostanę koniec końcem z 'niczym'. Nie jestem przekonana do tego gap year, wszyscy mi go odradzają, choć fakt faktem, to moje życie i tylko ja wiem jak je powinnam przeżyć. To moje wybory, moje marzenia, moje porażki i sukcesy. Czas wziąć się w garść.



Najbardziej w życiu chciałabym podróżować, gotować, poznawać nowych ludzi, uprawiać sport, pisać i cieszyć się każdym dniem. Muszę to tylko jakoś skleić w swój pomysł na życie.