poniedziałek, 16 czerwca 2014

April & work

Hej, nadrabiam braki blogowe. :) Czas powrócić do smile i do pisania. Dni stają się wtedy o wiele bardziej zapamiętywalne, a ja z przyjemnością wracam do tego co było.
W jednej z ostatnich notek opisałam swoje pierwsze wrażenia z przyjazdu do Włoch i pierwsze dni w pracy, to była końcówka marca. A co dalej.

Kwiecień

 W pierwszym tygodniu kwietnia przyjechała moja kochana mama. Zwiedzałyśmy miasto. Byłyśmy na plaży, zakupach. Robiłyśmy zdjęcia, mama pomogła mi przemeblować pokój i zrobić go bardziej przytulnym, byłyśmy na spacerze w okolicy.

A to zaledwie tylko w 3 dni :) Było mnóstwo śmiechu i cieszyłam się jak dziecko na jej przyjazd. Zresztą to był pierwszy pobyt mojej mamy we Włoszech więc obie byłyśmy podekscytowane :) Po cudnych 3 dniach musiałyśmy się rozstać. I było mi trochę smutno. Ale już 5 dni później...

Wybrałam się po raz pierwszy w życiu do Rzymu :) Były to takie pierwsze mini 5 dniowe wakacje :) Do Rzymu z Pescary jedzie się ok 3h busem, ja wybrałam Prontobus ponieważ jako stewardessa mam tam 50% zniżki na bilety :)

Czas w Rzymie był bardzo fajny, z miejsca w którym się zatrzymałam miałam dosłownie 5 minut do Watykanu. Pierwszego dnia wybrałam się na pizze (najlepszą na świecie jak zapewniał właściciel hotelu) i faktycznie była bardzo dobra. Drugiego dnia wybrałam się zobaczyć Koloseum i centrum Rzymu. (Koloseum fajne, wow nie było, no ale zobaczone! :) ) Drugiego dnia jadłam też pyszny makaron  (również z polecenia).

W przedostatni dzień byłam na mszy i widziałam papieża. Byłam też na wycieczce z autobusem CityTour i nie było to warte swoich pieniędzy. Mimo, że w mieście było mnóstwo turystów, wszędzie były tłumy, a przez ogrom pysznego jedzenia przytyłam ze 2kg to cały wyjazd wspominam bardzo pozytywnie, tym bardziej że był to mój pierwszy raz w tym pięknym, zabytkowym miejscu.

Filmik:


Praca

 Po powrocie z Rzymu wróciłam prosto do pracy. W międzyczasie były Święta Wielkanocne na które nie mogłam pojechać do Polski więc urządziliśmy wielkanocny obiad z innymi cabin crew, oczywiście na stole pojawiło się lasagne i pasta :) 



A w pracy, po 2 tygodniach zostałam poproszona o narkotykowe testy (co polegało na ścięciu moich włosów :( ) niby wszystko w porządku ale i tak sam fakt tego wydarzenia był mało przyjemny. Miałam też 2 "emergency" przypadki zemdleń. Jedno diversion z powodu złej pogody (czyli zawrócenie kierunku lotu, zamiast w Mediolanie wylądowaliśmy w Parmie.)

Poza tym było też mnóstwo miłych sytuacji. Poznałam polskiego księdza który podarował mi medalik. Uwielbiam polskich pasażerów chyba dlatego że nie mam ich na co dzień, a także że w mojej bazie jako jedyna jestem Polką. Poza tym codzienne dni. Odnajduje w tym przyjemność, w pomaganiu moim pasażerom, zawsze staram się zagadać (chociaż mój włoski to szaleństwo -  buongiorno i grazie), uśmiecham się gdy widzę ich uśmiech, no i mam styczność z podróżowaniem, choć ja nie podróżuje to gdzieś w głowie układają mi się nowe marzenia i plany na to co dalej :)

***
Uciekam spać, bo jutro znów do pracy na 5 rano. W następnej notce opiszę mój Maj, i to co robię na co dzień w Pescarze (czyli w sumie nic :) ) A za 4 dni znów uciekam do Sitges. (happy!) :)
Buziaki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz