czwartek, 25 września 2014

Malaga

Po pobycie w Sitges, nadszedł czas na Malagę :-) Wzięliśmy dzieci i razem wyruszyliśmy w 10godzinną(!) drogę.


 Po drodze mieliśmy plan odwiedzić Magaluf (popularna imprezowa miejscowość) jednak było już późno, dzieciaki były zmęczone, więc skoczyliśmy tylko do Mc'a :-) A z Magaluf mam tylko kilka rozmazanych fotek.


 Następnego dnia byliśmy w Maladze. Zostawiliśmy dzieci u dziadków a nas czekało szukanie mieszkania. Centrum Malagi jest cudowne ale bardzo łatwo się zgubić między tymi wąskimi uliczkami, każda z nich jest podobna. Więc gubiliśmy się często. :-)
Mieszkanie a właściwie pokój znaleźliśmy na airbnb (jest to strona na której ludzie wynajmują swoje mieszkania/pokoje na krótki okres czasu, czasem można trafić na niezłe okazje), pierwszy raz korzystałam z tego rodzaju noclegu
i było to ciekawe doświadczenie.


Samo mieszkanie było bardzo (bardzo!) artystycznie urządzone. I dodatkowo dosyć nieuporządkowane. Co mnie zdziwiło to polski napis (wiersz?) na głównej ścianie od wejścia.
Okazało się że dziewczyna gospodarza pochodzi z Polski.




Zdjęcia pochodzą z portalu airbnb, główną zaletą tego miejsca była lokalizacja w samym sercu miasta, jednak brak klimatyzacji i ręczników (no i kilka karaluchów w kuchni) było sporym minusem. Mimo wszystko muszę przyznać że mieszkanie miało swoją duszę i pewnie gdy kiedyś będę potrzebować gdzieś noclegu to skorzystam jeszcze z tego portalu w przyszłości.


 El Carpintero to była knajpka zaraz naprzeciwko naszego zamieszkania, prawie każdy wieczór zaczynaliśmy tam zamawiając piwo i krewetki.


Później pojechaliśmy z dziećmi na plaże, która miała zupełnie inny klimat niż ta w Sitges, do tego woda była lodowata.



 Po plaży pojechaliśmy do dziadków dziewczynek, gdzie poszliśmy odpocząć w jacuzzi. :-)


Na dachu ich domu rosną kaktusy. (tak bardzo hiszpania.)


Wieczorem poszliśmy odkrywać nocne uroki Malagi, która właśnie nocą nabiera nowego życia.





 Wieczór skończył się na pubie w którym znaleźliśmy wyjątkową promocje na mohito :-) Następnego dnia poranek zaczęłam dobrą okoliczną kawą, a pogoda zadecydowała że jedynym miejscem do spędzenia czasu może być plaża (Andaluzja to chyba najgorętszy region w Hiszpanii)



 W pobliżu były różne atrakcje, osobiście miałam ochotę spróbować skuterów wodnych, jednak w ostatniej chwili strach że gdzieś z niego spadnę wziął górę (następnym razem muszę jednak spróbować!) Za to wszyscy razem poszliśmy na takiego wielkiego banana (nie znam profesjonalnej nazwy tego sprzętu:-) ) Było fajnie, cudowne widoki, dopóki z niego nie spadłam, przypominam że woda tam to jakieś minus milion stopni. Ale i tak było dobrze.


 Później poszłam z dziewczynkami na zakupy, sobie kupiłam tą niebieską sukienkę a im bransoletki.


To był ostatni dzień w Maladze, poszłam z A wieczorem do jakiegoś nowego klubu który był średni, a później na sushi i mohito.


 Następnego dnia rano spakowałam walizkę i udałam się w drogę do Londynu, gdzie miałam 3 godziny przesiadki a później do Pescary.


 Londyn przywitał mnie deszczem co zgrało się z moim nastrojem bo było mi smutno wracać. Jednak pocieszałam się myślą że już 2 tygodnie później miałam znów lecieć do Anglii. :-)


***
Niedługo post z Londynu, przed wyjazdem stąd chciałabym też napisać post o tym jak żyję tu w Pescarze, moim pokoju itp, za 5 dni jadę do Polski załatwiać dokumenty, a do tego mam wesele w rodzinie, a za 2 tygodnie do Hiszpanii, przeprowadzka do Barcelony zbliża się wielkimi krokami. Już tylko (albo aż) miesiąc :-)

czwartek, 11 września 2014

August - Sitges

Hej, kilka drobnych zmian pojawiło się na blogu i cały czas pracuję nad nim, mam nadzieję że idzie ku dobremu :-) Pare dni temu byłam na małych wakacjach w Anglii, ale póki co relacja z ostatniego wyjazdu do Hiszpanii - Sitges i Malaga.


 Tuż po ostatnim wyjeździe, wzięłam się za planowanie następnego, tak też już na początku sierpnia byłam na lotnisku w Rzymie, z biletem do Barcelony.


W między czasie miałam ok 3 godziny do odlotu, poszłam więc na sałatkę (healthy!) i tylko kilka nuggetsów (sic!) i rozkoszowałam się widokiem startujących samolotów. Później ustawiłam się w długą kolejkę do check in desk, w pośpiechu przypadkiem zwinęłam zeszyt z ważnymi notatkami, numerami telefonów z lotniska, ogłoszeniami itp pani zza biurka i zorientowałam się dopiero po przejściu przez security control, uh.


 Lot był opóźniony o godzinę (how nice ;-) )


Gdy dotarłam do Sitges był już wieczór, wybrałam się więc z A i jego znajomymi na hiszpańskie tapas, do skybar'u, i na parę drinków. Niestety nie wzięłam ze sobą aparatu dlatego mam tylko jedno słabe zdjęcie. A szkoda bo skybar robi wrażenie. Mieści się na ostatnim piętrze hotelu,skąd rozchodzi się przepiękny widok na sitges + posiada basen.


Kolejne 3 zdjęcia pobrałam z ich oficjalnej strony.




Jeśli będziecie mieli kiedyś okazję odwiedzić Sitges, koniecznie sprawdźcie to miejsce! I parę innych też :-)
Następnego dnia zjadłam lunch z najlepszym kucharzem świata.


To są dwa dania które nigdy mi się nie znudzą. Są bardzo proste do zrobienia, a zawsze smakują tak samo dobrze. Carpaccio z rucolą i bruschetta.



A później. Jaka jest najlepsza opcja na spędzenie słonecznego dnia? Oczywiście plaża.



Droga między Sitges a Castelldefels/Barceloną jest to najpiękniejsza droga jaką jechałam w życiu. Widoki są cudne i zawsze nie mogę się napatrzeć. Co lepsze, zdradzę wam sekret - już za 2 miesiące będzie to moja codzienna droga do pracy <skacze pod sufit z radości>


Nie pomyślcie źle ale odkąd odwiedziłam Hiszpanię, najbardziej lubię plaże nudystów czuję tam totalny luz i mogę się 100% zrelaksować. Na taką też się wybrałam tego dnia.




Uważam że nie ma nic lepszego niż spędzanie wolnego czasu w kontakcie z naturą, słońce, woda, piasek, szum morza w takich momentach zatrzymuje czas i odpoczywam. Po paru godzinach pora była wracać do domu.


Chyba nic nie daje takiej wolności w przemieszczaniu się jak skuter. Muszę nauczyć się w końcu jak to to obsługiwać i okiełznać, a wtedy cała Katalonia moja!


Przed powrotem do domu, wybrałam się porobić trochę zdjęć, tutaj panorama miasta ze wzgórza. Mieć dom z takim widokiem - marzenie. :-)


Dzień był gorący, dla orzeźwienia postanowiłam popływać w basenie (brakuję mi tego we włoszech bardzo, bardzo.)



Wieczorem kolacja na balkonie, znów moje kochane dania (czasem wydaje mi się że moją miłością jest jedzenie) - krewetki, tajska sałatka i wino.


A już następnego dnia, pakowałam walizki na następną podróż. Malaga i Andaluzja. Dlaczego totalnie zakochałam się w tym miejscu? Wszystko w następnym poście.

***
Dajcie znać jak podoba wam się nowy styl, lepiej więcej zdjęć czy więcej opisów? Chcielibyście bym pisała więcej o pracy stewardessy lub byciu au pair czy bardziej o życiu prywatnym? Poza tym, wiadomość roku. Niemożliwe stało się możliwe. Dostałam transfer z pracy i od listopada będę w Barcelonie. Wciąż nie mogę w to uwierzyć.
Moje marzenie się spełniło. (Sekret działa!)